Masyw Śnieżnika- Śnieżnik (1425 m n.p.m.)

14.10.2012

Pobudka bladym świtem. Pociągiem docieram do Wałbrzycha Miasto, skąd autkiem odbiera mnie już M. i po krótkiej wizycie na stacji paliw ruszamy w kierunku Stronia Śląskiego. Po drodze gadamy na wszelkie tematy, w tym oczywiście dwa najważniejsze: góry i faceci (w takiej kolejności) popijając kawę z termosu. Krajobraz powoli nabiera wybrzuszenia, przed nami pojawiają się pierwsze szczyty okolicznych pasm. Z ciekawością szukamy tego, który stanowi nasz dzisiejszy cel. Nie znamy Masywu Śnieżnika więc jest to tym bardziej utrudnione. Może to i dobrze, przekonywujemy się, będzie to dla nas niespodzianka. W końcu dojeżdżamy do Siennej, gdzie zostawiamy na parkingu pod wyciągiem samochód.Szybkie przepakowanie, nałożenie kurtek zimowych i decyzja, że kawa zostaje w samochodzie. Będzie idealna po powrocie ze szlaku. A na trasie mamy przecież schronisko. Spojrzenie na mapę, ponowne upewnienie się w wybranej trasie, zakup biletów na wyciąg i już ruszamy w stronę Czarnej Góry. Pogoda piękna, prawie czyste niebo, chmury ponad szczytami. Z wysokości podziwiamy pierwsze widoki chłonąc klimat i lekko chłodzący twarz wiaterek, który z każdym metrem wieje coraz mocniej. Ubieramy więc rękawiczki i głębiej nasuwamy kaptury. Ekscytacja trwa! Czuję ogarniającą  radość i oczekiwanie. Znów jestem w drodze. Kolejny, nieznany szlak przede mną.

wyciągiem na Czarną Górę

widok z wyciągu

Na szczycie Czarnej Góry (1205 m n.p.m.) pierwszy punkt widokowy. Wdychamy ostre górskie powietrze i ruszamy szlakami: czerwonym i zielonym, następnie z Przełęczy pod Jaworową Kopą czerwonym. Po drodze czytamy w przewodniku, że Masyw Śnieżnika nazwany jest „dachem Europy”, ponieważ stykają się tutaj granice trzech europejskich zlewisk mórz: Bałtyckiego, Czarnego i Północnego. To ciekawe miejsce znajduje się na zboczach Trójmorskiego Wierchu położonego w jednym z ramion odchodzących od szczytu Śnieżnika. Polska część pasma w całości odwadniana jest przez potoki spływające do Nysy Kłodzkiej, która wpada do Odry toczącej swe wody do Morza Bałtyckiego. Po czeskiej stronie wody potoków leżących w zlewni Morawy trafiają do Morza Czarnego poprzez Dunaj, natomiast te, które spływają do Cichej Orlicy (m in, wypływający spod Trójmorskim Wierchem Liptovsky potok), kończą swój bieg w Morzu Północnym, po drodze zasilając Łabę.     Z lekkim rozczarowaniem zauważamy, że Trójmorski nie jest szczytem na naszej trasie. Pocieszamy się, że przecież zawsze możemy wrócić w to pasmo górskie, tym razem za cel obierając  styk trzech zlewisk mórz.

Masy Śnieżnicki

za mgłą chmur

Słońce coraz mocniej przebija się przez chmury i chowamy kurtki do plecaków. Nie do uwierzenia- idziemy w samych polarkach. Powoli, krok za krokiem, docieramy do kolejnego punktu widokowego- Mariańskie Skały. Urządzamy tutaj dłuższy postój na sesję zdjęciową oraz drugie śniadanko. Nawet zwykłe bułki z serkiem i woda butelkowana w takiej scenerii smakują niczym najwykwintniejsze danie.

punkt widokowy- Mariańskie Skały

Szczytowe partie Śnieżnika, jako jedyne w polskich Sudetach, poza Karkonoszami oczywiście, wykazują wysokogórskie warunki klimatyczne. Wierzchołek Śnieżnika wyrasta ponad 200 metrów ponad górną granicę lasu, przypisywanego na tej wysokości piętru regla górnego. Na odkrytym terenie ponad lasem rośnie kosodrzewina i łany borówczysk, a poniżej w lasach spotykamy wiele innych cennych roślin np. paproć wietlicę alpejską, listerę sercowatą, starca kędzierzawego czy storczyka Fuchsa. Jedyne stanowisko w Polsce ma tutaj alpejski dzwonek brodaty. Trochę żałujemy, że sezon na jagody już się skończył choć gdzieniegdzie pozostały jeszcze resztki owoców. Lekko zamarznięte, więc nie ryzykujemy.

droga do nieba

i w kierunku Przełęczy pod Śnieżnikiem

Po zjedzeniu wafelków ruszamy w dalszą drogę. Do schroniska nie zostało już daleko. Droga zaczyna się wznosić, płuca coraz mocniej pracują, nogi zastane podczas odpoczynku zmuszone zostają do zwiększonej pracy. Przy wiacie, gdzie łączą się szlaki i od tego miejsca towarzyszyć nam będzie również żółty, podejmujemy decyzję o wejściu najpierw na szczyt a potem gorącym napoju (kofeina! kofeina!) w schronisku, aby uczcić zwycięstwo. Z powrotem ubieramy kurtki, bo powietrze robi się coraz chłodniejsze.

w oddali majaczy się już zielony dach Schroniska

Mijamy schronisko na Śnieżniku i ruszamy zielonym szlakiem na sam szczyt. Według mapy oraz informacji przy Hali pod Śnieżnikiem szlak powinien zająć nam 25 min. Niestety, zajmuje nam to ostatecznie trochę więcej czasu. Moje zatoki zaczynają szaleć i co 10 kroków muszę robić przerwę na wyczyszczenie nosa. Łapię z trudem powietrze starając się przywrócić tętno do normy. Myślę: tylko do tego drzewka, tylko do zakrętu, tylko do tego wysokiego kamienia. Powoli zaczynam wracać do równowagi. Łyk wody, parę głębszych wdechów i z nowymi siłami ruszam pod górę. Pod koniec wybieramy trasę bardziej stromą ale krótszą. W obecnym stanie wydaje mi się sporym wyzwaniem. Jednak skupiona na drodze nie zauważam, że trasa się wypłaszacza i nagle jesteśmy na szczycie!!! 1425 m n.p.m.!!!

Śnieżnik 1425 m n.p.m.

Śnieżnik 1425 m n.p.m.

Z góry cudne widoki. Z prawej dostrzegam czeski Pradziad, na którym byłam prawie rok temu. Z odzyskaną energią dokumentujemy nasze zdobycie szczytu i siadamy w końcu na trawie, by w spokoju zjeść… obiadek. Z trudem przychodzi mi jedzenie więc ograniczam się do jednej bułki.

żeby nie było- jestem na szczycie

czy jest coś piękniejszego?

Wiatr wieje coraz mocniej, robi się zimniej więc decydujemy, że pora na wizytę w schronisku. Droga powrotna mija nam szybko i sprawnie. Ludzie wchodzący na szczyt mają w oczach chyba ten sam obłęd co my kilkanaście minut wcześniej. Pocieszamy niektórych, że do szczytu już tylko kila minut.

przestrzeń

u stóp Schroniska

Schronisko wita nas ciepłem i tłumem ludzi. Nic dziwnego- pogoda zachęca do górskich wypadów. Podbijamy książeczki i zamawiamy napoje. Jedzonko mamy jeszcze swoje. Kiedy siadamy najpierw nad kawą z mlekiem (prawdziwym, nie z mini pojemniczka), a potem gorąca herbatą z sokiem malinowym, dociera do nas, że teraz już tylko w dół. Trochę mi głupio przed M., że miałam taki spadek formy. Ona- zawodowiec, parła pod górę jak kozica. Karze mi się nie przejmować, bo przecież weszłam na szczyt, nie poddałam się, nie marudziłam więc jest OK.

na szczęście za ciężka, by porwał mnie wiatr

Patrzymy na twarze współbiesiadników. Takiej radości z pokonania własnych słabości nie można opisać. Kiedy taki zmarznięty, zmęczony siadasz nad ciepłą herbatką czujesz rosnącą w sobie dumę. Przez chwilę jesteś ponad to, co zostało na dole. Jesteś tylko ty, góry i ci wszyscy, którzy choć kompletnie obcy połączeni są niewidzialną nicią miłości do gór. Z wysokości świat wydaje się inny, człowiek się zmienia w obliczu zmagań z własnymi słabościami. Kiedy schodzę ze szczytu, zdobytego czy nie, jestem silniejsza i mocniejsza wewnętrznie. Z nowym dystansem do wielu spraw.

droga powrotna

polska, złota jesień

W końcu ruszamy spod schroniska szlakiem czerwonym w kierunku Międzygórza. Namówiona przez M. w dół nie schodzimy a zbiegamy. Zdecydowanie lepszy sposób na pokonywanie drogi, oczywiście nie pod górę. Kolana są mniej obciążone i trasa mija szybciej.  Droga kamienista, z ostrym spadkiem. Trzeba dobrze patrzeć pod nogi, bo łatwo poślizgnąć się na śliskich kamieniach. W międzyczasie dołącza niebieski szlak i oba doprowadzają nas do Międzygórza. W mieście przez chwilę szukamy dalszego szlaku, bo mamy lekkie problemy z orientacją w którym kierunku teraz. Czerwony- sanktuarium Matki Boskiej Śnieżnej, żółty- Ogród Bajek, niebieski- Przełęcz Puchaczówka. Po kilku chwilach konsternacji w końcu ruszamy Drogą Albrechta. Lekko przerażona spoglądam w górę- przed nami kolejne wzniesienie. A moje nogi już odpoczęły i czuję się trochę zmęczona. Początkowo sprawia mi problem dopasowanie się do szlaku, zatoki znów szaleją. Podczas jednego z licznych (!!!) postojów wciskam w siebie wafelek z nadzieją, że podniesie mi poziom cukru w organizmie.

czekaj, czekaj… czy my nadal w Polsce????

powoli zapada zmrok

Ruszamy znowu.  Droga wije się wciąż pod górę i wydaje się nie mieć końca. Powoli jednak wypłaszacza się a wokół zapada szarówka. Z lekkim niepokojem spoglądamy na mapę i w niebo. Jak nic, nie dojdziemy przed zmrokiem.Na szczęście zaopatrzone w czołówki nie popadamy w rozpacz. Niedługo po zapadnięciu zmroku docieramy do asfaltu. Z czołówkami wyglądamy jak dwójka kosmitów zagubionych gdzieś w Polsce. Będziemy na pierwszych stronach gazet!  Przez chwilę trochę się przeraziłyśmy, że do Stronia Śląskiego mamy jeszcze ponad 2 h. Po chwili ze śmiechem stwierdzamy, że przecież nie o Stronie nam chodzi. Jeszcze tylko kilka kilometrów i jesteśmy w Siennej. Znajdujemy nasz samochód na opustoszałym parkingu (za który nie musiałyśmy płacić), dopijamy kawę z termosiku i ruszamy w drogę powrotną do Wrocławia.

TRASA – jeszcze nie obliczyłam kilometrów, ale ponad 20 km!

nasza trasa

Ten wpis został opublikowany w kategorii podróżniczka, tropicielka szlaków, Wszystkie i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

8 odpowiedzi na „Masyw Śnieżnika- Śnieżnik (1425 m n.p.m.)

  1. gusiook pisze:

    O i koleżanka się postarała, jest wpis :))

    Z przyjemnością i zadziwieniem przeczytałam. Pomyśleć, że byłam tam trzy tygodnie po Tobie i już zupełnie inna sceneria. W drodze od Schroniska na Śnieżnik śnieg, a dookoła ani śladu polskiej, złotej jesieni.

    Wasza trasa bardzo ciekawa. Spędzę w tych okolicach święta, mam nadzieję na wędrówkę… Oj tak, góry pozwalają na odpoczynek psychiczny. Uwielbiam to. :))

    • veritasanta pisze:

      Miałam po-migrenową niedzielę więc mogłam posiedzieć na raty przy kompie 🙂
      Kurczę, śnieg na Śnieżniku- dawaj foty 🙂 Włażenie po tych mega śliskich kamieniach- bezcenne.

      Zazdroszczę tych świat w okolicy górskiej. A jakoś w najbliższym czasie wybierasz się może w kierunku jakiejś góry? 😉

  2. Justyna pisze:

    Jejku! Mam strasznie miłe wspomnienia z tych okolic! 🙂

  3. Taita pisze:

    Bardzo podoba mi się trzeci akapit od końca – fajnie to ujęłaś. Pokonywanie swoich słabości – chyba właśnie o to chodzi w życiu.

    Gratulacje, dobra robota! Domyślam się, że fajne usłyszeć / przeczytać takie słowa, ale jednocześnie podejrzewam, że najlepszą nagrodę to Ty już dostałaś. Właśnie tam na szczycie.

    • veritasanta pisze:

      Dzięki 🙂 Najlepszą radość daje mi sama droga, zdobycie szczytu daje rzeczywiście niesamowitą satysfakcję. Ale słowa uznania utwierdzają w tej radości 🙂

      Masz rację, w życiu chodzi o pokonywanie własnych słabości, „przesuwanie horyzontu”. I tak naprawdę nie ma znaczenia w jaki sposób do tego dochodzimy. Liczy się to, że walczymy 🙂 A jeżeli dzielimy tą naszą radość z innymi to już pełnia szczęścia 🙂

  4. Seven pisze:

    Bylem na sniezniku chyba z 10 razy. Powiem jednym slowem : bajka.

Dodaj komentarz